Pewnego słonecznego
popołudnia, idąc na spacer do lasu, spotkałam staruszkę,
siwą, lekko przygarbioną kobietę. Widząc, że dźwiga torby,
pomogłam jej zanieść je do domu. Ona w zamian za pomoc
zaprosiła mnie na herbatę. Zgodziłam się. Przy herbacie i
ciastkach korzennych opowiedziała mi historię, która
bardzo mnie zafascynowała, a historia to skrawek jej
życia.
Była samotna, nie
miała męża, dzieci, oddana była wyłącznie pracy i pomocy
innym ludziom. Emerytowana pielęgniarka zajmująca się
chorymi w hospicjum – opowiadając to uśmiechała się,
szczęśliwa, pełna entuzjazmu. Robiła to bowiem z własnej,
nieprzymuszonej woli i całkowicie bezinteresownie, poza
godzinami swojej pracy państwowej. Opiekowała się chorymi
na raka dziećmi i starszymi osobami. Była przy nich, gdy
przechodzili chemioterapię, myła ich, przebierała. Gdy
tego potrzebowali, pocieszała, kiedy bali się, trzymała za
rękę. Mając łzy w oczach mówiła, że gdy umierali, czuła
jakby odchodziła jakaś część jej życia. Z drugiej strony,
cieszyła się, że ich cierpienia i smutki kończą się. Brała
na siebie wszystkie możliwe obowiązki i prace przy
chorych. Zajmowała się nimi przez połowę swego życia tak
intensywnie, że nie zauważyła upływających lat. Nie
zdążyła założyć własnej rodziny. Z uśmiechem na twarzy
stwierdziła jednak, że ci ludzie byli jej całą rodziną i
wielką radością.
Jej opowiadania
mogłabym słuchać długo, lecz robiło się późno, więc
postanowiłam wracać do domu. Pożegnałam starszą panią,
podziękowałam za poczęstunek, po czym wyszłam.
W drodze do domu
zastanawiałam się, czym jest dobro i na czym polega pomoc
innym. Dla mnie właśnie ta Pani była przykładem dobrego,
miłego, wrażliwego i pełnego optymizmu człowieka.